Dramat tłumów nad wodami Jordanu jest taki, że słysząc, nie słyszą, i widząc, nie dostrzegają. Ilu naszych rodaków otarło się o spotkanie z samym Jezusem w takcie katechezy szkolnej czy parafialnej? Ilu miało możliwość spotkać Go w sakramentach spowiedzi świętej i Komunii, w bierzmowaniu, w przygotowaniu do małżeństwa i w samym sakramencie? A jednak to się nie stało. Podobnie nad wodami Jordanu setki, a może nawet tysiące ludzi nie rozpoznało Jezusa.
Całym sensem życia Jana Chrzciciela, jego jedynym powołaniem i nadrzędnym celem od pierwszych miesięcy życia – będąc jeszcze pod sercem Elżbiety, w jej łonie, aż do swojej śmierci – Jan Chrzciciel, będzie rozpoznawał w Jezusie i wskazywał na Niego innym jako na oczekiwanego Mesjasza Pańskiego. Spośród tłumów będących świadkiem wydarzeń nad wodami Jordanu jedynie dwóch uczniów – zaledwie dwóch z setek czy nawet tysięcy – słyszy i rozumie, o czym mówi Jan. I to właśnie oni idą za Jezusem.
Pamiętasz, jakie słowa Jezus wypowiada do pierwszych uczniów? Są to Jego pierwsze słowa w czwartej Ewangelii: Czego szukacie? (J 1,38). Uczniowie, zmieszani i nieprzygotowani na to pytanie, odpowiadają: Nauczycielu, gdzie mieszkasz? (J 1,38) Wiedzą, że nie mogą zostać na nieprzyjaznej pustyni. Więc przychodzą do Jezusa i pozostają u Niego.