Czy powiedziałbyś dzisiaj o mnie, Panie: „Błogosławiony, który nie widział, a uwierzył?”. Ciągle zdaję się być niedowiarkiem jak Tomasz – moje oczy przesłonięte są bólem, strachem, niemocą, niepewnością tego, co czeka mnie jutro. Chcę dotknąć Twoich ran, by przekonać się – niemal fizycznie – że jesteś prawdziwy. Szukam w Tobie ratunku dla mojej wiary, która wydaje się być nikłym promieniem. Ale miłuję Ciebie, choć nie widziałem naocznie cudów jak Apostołowie, i wierzę, że jesteś Bogiem bogatym w miłosierną miłość.
Podnoszę dzisiaj oczy wiary i widzę Ciebie, miłosiernego Pana, który błogosławi mojemu życiu, by móc nazwać mnie, na końcu ziemskiego pielgrzymowania, błogosławionym, czyli szczęśliwym. Wpatruję się w Ciebie, miłosiernego Pana, wierząc, że mimo mojego niedowiarstwa zawsze mogę wrócić do Twoich kochających ramion.
Pragnę szeptać: „Jezu, ufam Tobie”, jak uczył mnie św. Jan Paweł II. I to on dzisiaj zachęca mnie, bym pozwolił Tobie, Zmartwychwstałemu Panu, wejść do wieczernika mojego życia i doświadczyć osobistego spotkania z Tobą, tak aby z głębi serca powiedzieć za św. Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój”. Abym umiał otworzyć swoje oczy i serce na światło Ducha Świętego. Wtedy przemówią do mnie Twoje rany, Panie, i będę umiał kroczyć za Tobą i towarzyszyć Ci, dokądkolwiek się udasz.
Wpatruję się w Ciebie, Boże Miłosierdzia, i dotykam moją małą ludzką miłością Twojego miłosiernego Serca. Wpatruję się i wierzę, że mogę wrócić do Twoich miłosiernych ramion.