W Janie, synu Zachariasza, dojrzewało posłannictwo. Musiał iść i mówić. W końcu nadszedł oczekiwany dzień. Wśród proszących o obmycie wodą oczyszczenia był ON. Nie wyróżniał się niczym zewnętrznym - ni odzieniem, ni wyglądem, nawet nie słowami, bo milczał. Nieznajomy, a przecież znany od zawsze. Wielu ludzi obmytych wtedy wodą Jordanu poszło przed siebie, jakby nie wydarzyło się nic wielkiego. Kiedy po wielu miesiącach dotarła do nich wieść o pełnym mocy Rabbim z Nazaretu, dziwili się. Jezus nad Jordanem, rozpoznany jedynie przez Jana, stał się później wyzwaniem dla rodaków. Nie mogli sobie poradzić z wyzwaniem, które ich przerosło. Ukrzyżowali zatem Tego, którego tajemnicy nie potrafili pojąć. A On stał się wtedy jeszcze większym wyzwaniem. Nie tylko dla nich. Już dwa tysiące lat osoba Jezusa i Jego nauka są wyzwaniem.
Jakoś niewielu jest wobec Niego obojętnych. Co najwyżej silą się na obojętność. Będąc wśród ludzi, wiem, że sama moja obecność niejednego prowokuje. Moja? Nie. Obecność księdza, zakonnicy, papieża w telewizji przywołują niematerialną obecność Jezusa. I to On prowokuje. Gdyby chodziło tylko o historyczne ustalenia, gdyby chodziło o humanitaryzm Ewangelii, gdyby chodziło o założyciela wielkiej religii... Dobrze wiemy, że chodzi o coś więcej. Jezus - człowiek jest równocześnie Synem Bożym - twierdzą chrześcijanie. Jeśli Syn Boży stał się człowiekiem, to wielka godność człowieka jest niepojęta. Każdego człowieka. To zobowiązuje. Z jednej strony do wielkiego szacunku wobec każdej ludzkiej osoby. Z drugiej zaś strony taka wielkość człowieczeństwa domaga się poszanowania zasad moralnych, które bywają niewygodne. Prorok Izajasz woła w imieniu Boga: Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana! Ci, którzy nie chcą o tym słyszeć, nie potrafią przejść obojętnie obok Jezusa.
Znowu wróciliśmy myślą i sercem nad Jordan. Aby jeszcze raz usłyszeć napomnienia Jana, aby zamyślić się nad proszącym o chrzest Jezusem. Uwierzyliśmy - Jezusowi i w Jezusa. Zarówno sama wiara, jak i pójście za Jezusem drogą Ewangelii wymagają ciągłych powrotów, nieustannego ponawiania decyzji.
Chrześcijanin każdego dnia musi wracać do źródła i początku - do sakramentalnej łaski chrztu, którą został obdarowany. Temu darowi i temu zobowiązaniu trzeba dochować wierności. Wiarę trzeba ożywiać. Wierność zasadom Ewangelii - umacniać. Tylko wtedy i tylko z Jezusem można zwyciężyć zło otaczające nas zewsząd. Zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym? - pisze Apostoł Jan.
Kończy się czas Bożego Narodzenia. Kończy się czas zamyślenia nad tajemnicą Wcielenia Bożego Syna. Czas życia toczy się jednak dalej. Prorok Izajasz woła: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! A jest blisko, bardzo blisko, skoro nie tylko narodził się jako człowiek, ale stanął pośród gromady grzeszników nad Jordanem, aby być jednym z nich. Nie przez grzech - bo zła nie popełnił. Ale przez zwycięstwo nad grzechem. Nadzieja tego zwycięstwa jest siłą i radością chrześcijan. Sam Jezus jest naszą radością i siłą.
ks. Tomasz Horak (http://liturgia.wiara.pl/doc/419977.Niedziela-Chrztu-Panskiego-B/4)