Kobieta kananejska ujęła Jezusa swoim zachowaniem. Okrzyk „Panie, Synu Dawida!”, był postawieniem siebie po Jego stronie. Jakby wyznała „nie jesteś moim wrogiem. Jej wiara w boską moc stojącego przed nią człowieka była nie tylko ufna, ale i nieustępliwa. Można podziwiać odwagę tej kobiety, która łamiąc konwenanse, narażając się na odrzucenie czy szyderstwo, pokornie zanosi swoją prośbę.
Wsłuchując się w ten, rażący nas swoją szorstkością dialog o psach-szczeniętach, trzeba mieć świadomość, że Jezus używając tej retoryki w istocie wychodzi naprzeciw kobiecie. Mamy tu do czynienia ze zderzeniem kultur. To w jej kulturze psy były zwierzętami nie tylko użytecznymi, ale również hodowanymi dla zabawy i rozrywki. Żydzi nie trzymali psów domowych, gdyż były to dla nich zwierzęta nieczyste. Spożywanie posiłku w obecności szczeniaków pod stołem, a tym bardziej karmienie ich podczas posiłku, w środowisku hebrajskim, było czystym niepodobieństwem. W kulturze zaś helleńskiej, do jakiej należała kobieta – takie zachowanie nie dziwiło. Skoro więc Jezus używa metafory zrozumiałej w świecie tej kobiety, to sam daje jej szansę celnej odpowiedzi – potwierdzenia swojej determinacji w ufnej prośbie. On jej nie obraża ani nie upokarza – używa zrozumiałego dla niej języka – choć obcy mężczyzna, cudzoziemiec i Żyd – przechodzi na jej stronę.
Jakże często naszym wołaniom „ulituj się nade mną”, „Panie pomóż mi” brakuje nie tylko wiary, wytrwałości, ale i otwartości tej kobiety na Boga.