Najgroźniejszy jest lęk przed miłością. Szczególnie wtedy, gdy trzeba na nią odpowiedzieć swoim życiem. Przyjęcie Boga z Jego miłością stawia każdego człowieka w sytuacji, w której trzeba nierzadko zmienić swoją postawę. Nie wystarczy „zapłacić” za niewierność i w ten sposób „wyrównać” z Bogiem rachunki. Jeśli się przyjmie prawdę o Bogu miłosiernym, rachunek nigdy nie będzie wyrównany. Człowiek zawsze ma wtedy dług do zapłacenia i to go skłania do przemiany życia.
Chrystus z dzisiejszej Ewangelii napomniał Apostołów: „Czemu tak bojaźliwi jesteście?”. Nie warto utrwalać w sobie obrazu Zbawiciela wprowadzającego pokój swoją nadludzką mocą. Jeśli przyjmiemy Jego Orędzie i wprowadzimy w życie wskazania Ewangelii, wraz z nawróceniem pojawi się najprawdziwszy pokój. Takie jest Jego działanie, skuteczniejsze od najbardziej spektakularnych cudów. Niestety, łatwiej przyjąć prawdę o Bogu cudotwórcy niż miłosiernym Ojcu. Szczególnie jeśli cud graniczy z efektownymi sztuczkami magików i nie wpływa na ludzkie życie.
Lęk przed karzącym Bogiem jest zrozumiały i pożyteczny, bo skłania człowieka do nawrócenia. Niebezpieczny jest lęk przed Bogiem dobrym, bo oznacza wybór zła. Jeśli dobro w ludzkich oczach jawi się jako zagrożenie, niewiele jest miejsc w duszy człowieka, w których panuje światło. Dlatego nie Chrystus uciszający burzę na jeziorze jest wart naszego życia i miłości, ale Chrystus uciszający rozkołatane grzechem serca.