Zbawienie jest tak niewyobrażalną wartością, że aż nie ma swojej ceny, a zostaje nam ono ofiarowane za darmo. My tymczasem zastanawiamy się, czy kolejne przewinienie naszego brata zasługuje na przebaczenie. Choć nam samym przebaczono wszystko, potrafimy dojść do wniosku, że miarka się przebrała i że nie darujemy już kolejnej zniewagi. Jak łatwo jest dla siebie samego stosować ulgową taryfę i nie dostrzegać tego, co wobec innych widzimy jako oczywistość! Pamięć smutnego końca nielitościwego sługi, niech będzie nam przestrogą przed takim stosowaniem podwójnych standardów.
Zasadniczą trudność w przebaczaniu możemy przeżywać mając mylny pogląd na to, czym jest owo przebaczenie. Jeśli wyobrazimy sobie, że oczekuje się od nas puszczenia krzywd w niepamięć, to często z czystym sumieniem stwierdzimy, że to niewykonalne – pomimo najszczerszych chęci – nadal pamiętamy. Jeśli przebaczenie zidentyfikujemy ze stanem uczuć, które mają przestać boleć i powinny zamienić się w same pozytywy wobec winowajcy, to również będzie nas to przerastać. Tymczasem przebaczenie polega na decyzji, że pragnę i dążę do dobra drugiej osoby, bez względu na to, co między nami zaszło. Decyzja, w przeciwieństwie do stanu uczuć i pamięci, podlega władzy naszej wolnej woli. Decyzja o tym, że przebaczam jest możliwa zawsze, nawet wtedy kiedy pamięć i uczucia temu przeczą. Nasza wolna wola, to jeden z rysów naszego podobieństwa do Boga, naszego Stwórcy i Jego wspaniały dar. Chciejmy robić z niego dobry użytek, na miarę wielkości tego daru.