Rozważania niedzielne
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Wtedy duch nieczysty zaczął nim miotać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne” (Mk 1,27-28).
Dzisiejsza Ewangelia święta mówi nam o tym, że Jezus uwolnił człowieka opętanego przez ducha nieczystego. W trakcie egzorcyzmu diabeł wrzeszczał wniebogłosy, ale w końcu musiał wyjść z nieszczęśliwego człowieka. Ewangelie podają wiele jeszcze innych podobnych przypadków. Także i dziś są ludzie opętani bądź dręczeni przez diabła; są także egzorcyści, którzy zajmują się wypędzaniem złych duchów. Istnienie szatana i jego złowrogi wpływ na ludzi jest prawdą naszej świętej katolickiej wiary. Dlatego też pragnę krótko coś o diable powiedzieć.
Złe duchy były kiedyś duchami dobrymi. Bóg je stworzył z miłości i obdarzył niewyobrażalnie dla nas wzniosłymi przymiotami. Żyły te anioły w miejscu Bożej chwały, ale oblicza Boskiego jeszcze nie oglądały; aby sobie na to zasłużyć, musiały przedtem być poddane próbie. Bóg zażądał najpierw, aby kochały Go, uznały Jego zwierzchność i były Mu posłuszne. Na to cudne duchy się zgodziły, choć nie wszystkie w jednakowym stopniu. Niektóre odczuwały pewne niezadowolenie. Nie podobało im się, że przed kimkolwiek mają zginać kolana. Podziwiały swą anielską piękność i wiedzę. Zaczynała rodzić się w nich pycha... Następnie Bóg wyjawił im zamiar stworzenia człowieka i zamiar wcielenia się Boga, przed którym to Bogiem-Człowiekiem będą się duchy niebieskie musiały ukorzyć; a także i przed Matką wcielonego Słowa Bożego, w której anioły będą musiały uznać swą Panią i Władczynię.
Wtedy zbuntował się najwyższy archanioł, ulubieniec Boga, Lucyfer, którego imię znaczy "niosący światło". Poruszony pychą, uznał się za równego Bogu i wypowiedział słynne "nie będę służył". Za nim poszła trzecia część aniołów. Ich grzech był tak wielki, że w jednej chwili z cudnych aniołów przedzierzgnęli się w najohydniejsze czarty. Niewdzięczni ci aniołowie, stali się przez swoje grzechy niegodni wiecznego oglądania Boga. Po strasznej walce prowadzonej bronią rozumu, rozsądku i prawdy, z hasłem "Któż jak Bóg", święty Michał Archanioł strącił zamienionego w smoka Lucyfera do piekła, a wraz z nim resztę zbuntowanych aniołów. Dobre ongi anioły, po upadku przemieniły się w swoje przeciwieństwo. Teraz są już niereformowalni, ostatecznie utwierdzeni w złu. Nienawidzą Boga i nienawidzą ludzi. Zwiedli pierwszych rodziców licząc na to, że Bóg skarze nieposłusznych ludzi na wieczne potępienie. Jednak zawiedli się szatani: Bóg przebaczył pierwszym rodzicom i zamiast wtrącić ich do piekła, dał im czas na pokutę. Diabły mszczą się teraz na nas, próbując przywieść nas do ostatecznego upadku. Chcą, abyśmy łamali wolę Bożą i umarłszy w zatwardziałości serca ostatecznie się potępili. Jednak diabły nie mogą nas do grzechu zmusić, jedynie mogą nas kusić i zło sugerować. Jeśli będziemy używać środków, jakich Bóg nam użycza, to oprzemy się diabłu, odpokutujemy za nasze grzechy i po śmierci pójdziemy do nieba. Zajmiemy tam trony opuszczone przez upadłe anioły...
Porwany w uniesieniu św. Franciszek zobaczył otwierające się przed jego oczyma niebo i między rozlicznymi krzesłami zauważył jedno, które wyróżniało się spośród pozostałych. Było najpiękniejsze, ozdobione drogocennymi kamieniami odbijającymi światło... Dał się słyszeć głos z wysoka: "Należało do jednego ze zbuntowanych aniołów, a teraz jest zarezerwowane dla pokornego Franciszka". Franciszek nie dał się zbałamucić tym widzeniem. Zapytany przez innego brata, powiedział: "Gdyby zły człowiek został przez Chrystusa napełniony łaską z taką hojnością jak ja, to myślę, że byłby znacznie bardziej wdzięczny ode mnie".
Naśladujmy pokornego św. Franciszka, a nie broń Boże pysznego Lucyfera i tych, którzy za nim poszli i idą. Pamiętajmy, jesteśmy na tym padole płaczu na próbę. Jeśli próbę tę przejdziemy, to oglądać będziemy na wieki oblicze Boga, który nas stworzył.
o. Czesław Front
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Ciekawe jest zestawienie dwu wypowiedzi biblijnych na temat czasu. Jedna pochodzi od Jezusa: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże”. Druga od św. Pawła: „Czas jest krótki”. Jak je należy rozumieć?
Dopóki Syn Boga nie przybył na ziemię, byliśmy podobni do podróżnych płynących na tratwie z prądem rzeki. Szybko, czasem w obliczu wielkich niebezpieczeństw, mknęła tratwa, a na niej ludzkość pokonując wodospady, wiry, mielizny, groźne zakręty. Wszyscy wiedzieli dokładnie, że nie można jej zatrzymać. Życie było ograniczone wyłącznie do niej. Kto z niej spadał, znikał na zawsze w głębokościach rzeki. Starożytny myśliciel grecki — Heraklit, żyjący na przełomie VI i V wieku przed narodzeniem Chrystusa, ujął to w krótką zasadę: „wszystko płynie”.
Ludzkość doświadczała szybkiego nurtu rzeki czasu i swej bezsilności w jego opanowaniu, notowała jedynie ciekawsze dzieje tych, którzy na tratwie się rodzili i którzy z niej wpadali w nurty rzeki na zawsze. I oto na tej tratwie pojawił się Syn Boga i objawił prawdę zdumiewającą. Oto wody rzeki czasu wpływają do oceanu wieczności. W tym oceanie rzeka znajduje swe wypełnienie. To w tym znaczeniu Jezus mówi: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże”, innymi słowy czas znajduje swe wypełnienie w wieczności, a tajemnicą wieczności jest królestwo Boże.
Ta zmiana perspektywy życia w czasie, przez otwarcie jej na wieczność, wymaga gruntownej zmiany myślenia i działania wszystkich mieszkańców tratwy, jaką jest ziemia. W tym celu Jezus odrywa niektórych od ich codziennych zajęć i każe im zająć się przestawieniem życia z wymiarów doczesnych na wieczne. Tak należy rozumieć powołanie Piotra, Andrzeja, Jana, Jakuba, którzy opuścili łodzie, by stać się rybakami ludzi, i tak należy rozumieć każde powołanie kapłańskie na przestrzeni wieków. Ci ludzie zostali wyposażeni w odpowiednią moc słowa, które jest w stanie przebić twardą skorupę czasu i otworzyć ludzkie serca na wartości wieczne.
W tym duchu św. Paweł pisze do Koryntian: „Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci co mają żony, tak żyli jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, jakby nie płakali, ci zaś, co się radują tak jakby się nie radowali” (1 Kor 7, 29). Chodzi o to, by nikt nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do tego, co jest zniszczalne. „Przemija bowiem postać tego świata”. Koryntianie z pewnością znali zwięzłe powiedzenie Heraklita i w niejednej sytuacji powtarzali „wszystko płynie”. Paweł chciał im powiedzieć, że płynie w stronę królestwa Bożego i w tej sytuacji ich codzienne życie winno być nastawione na spotkanie z tą wieczną rzeczywistością.
Jakże wielu ludzi jeszcze dziś, mimo ostrzeżenia św. Pawła i tak jasnego oświadczenia Chrystusa, chce zamknąć swe życie wyłącznie w perspektywie doczesnej. Co więcej, prawie na każdym kroku obserwujemy, jak z rąk wielu wypadają w głęboki nurt czasu kochane osoby — mąż, żona, matka, dziecko, jak łatwo utracić stanowisko, sławę, pieniądze... i mimo tak bolesnego doświadczenia, niewielu potrafi „używać tego świata, tak jakby go nie używało”.
Jeśli chwila obecna ma kształtować moje serce na wieczność, to nie mogę go wiązać z żadną wartością doczesną, aby w godzinie jej utraty nie dzieliło jej losu. Ono musi być wolne. Można powiedzieć, że doskonała wolność serca od dóbr doczesnych uzdalnia je do odkrywania ich piękna i wartości, a zarazem ich przemijalności. Ona też umożliwia ich właściwe wykorzystanie zarówno z punktu widzenia doczesnego, jak i wiecznego.
Szczęśliwy, kto odkrył, że jego czas jest krótki, że postać tego świata przemija, i że bliskie jest królestwo Boże.
Ks. Edward Staniek (http://www.mateusz.pl/czytania/2018/20180121.html#oremus)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
W Janie, synu Zachariasza, dojrzewało posłannictwo. Musiał iść i mówić. W końcu nadszedł oczekiwany dzień. Wśród proszących o obmycie wodą oczyszczenia był ON. Nie wyróżniał się niczym zewnętrznym - ni odzieniem, ni wyglądem, nawet nie słowami, bo milczał. Nieznajomy, a przecież znany od zawsze. Wielu ludzi obmytych wtedy wodą Jordanu poszło przed siebie, jakby nie wydarzyło się nic wielkiego. Kiedy po wielu miesiącach dotarła do nich wieść o pełnym mocy Rabbim z Nazaretu, dziwili się. Jezus nad Jordanem, rozpoznany jedynie przez Jana, stał się później wyzwaniem dla rodaków. Nie mogli sobie poradzić z wyzwaniem, które ich przerosło. Ukrzyżowali zatem Tego, którego tajemnicy nie potrafili pojąć. A On stał się wtedy jeszcze większym wyzwaniem. Nie tylko dla nich. Już dwa tysiące lat osoba Jezusa i Jego nauka są wyzwaniem.
Jakoś niewielu jest wobec Niego obojętnych. Co najwyżej silą się na obojętność. Będąc wśród ludzi, wiem, że sama moja obecność niejednego prowokuje. Moja? Nie. Obecność księdza, zakonnicy, papieża w telewizji przywołują niematerialną obecność Jezusa. I to On prowokuje. Gdyby chodziło tylko o historyczne ustalenia, gdyby chodziło o humanitaryzm Ewangelii, gdyby chodziło o założyciela wielkiej religii... Dobrze wiemy, że chodzi o coś więcej. Jezus - człowiek jest równocześnie Synem Bożym - twierdzą chrześcijanie. Jeśli Syn Boży stał się człowiekiem, to wielka godność człowieka jest niepojęta. Każdego człowieka. To zobowiązuje. Z jednej strony do wielkiego szacunku wobec każdej ludzkiej osoby. Z drugiej zaś strony taka wielkość człowieczeństwa domaga się poszanowania zasad moralnych, które bywają niewygodne. Prorok Izajasz woła w imieniu Boga: Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana! Ci, którzy nie chcą o tym słyszeć, nie potrafią przejść obojętnie obok Jezusa.
Znowu wróciliśmy myślą i sercem nad Jordan. Aby jeszcze raz usłyszeć napomnienia Jana, aby zamyślić się nad proszącym o chrzest Jezusem. Uwierzyliśmy - Jezusowi i w Jezusa. Zarówno sama wiara, jak i pójście za Jezusem drogą Ewangelii wymagają ciągłych powrotów, nieustannego ponawiania decyzji.
Chrześcijanin każdego dnia musi wracać do źródła i początku - do sakramentalnej łaski chrztu, którą został obdarowany. Temu darowi i temu zobowiązaniu trzeba dochować wierności. Wiarę trzeba ożywiać. Wierność zasadom Ewangelii - umacniać. Tylko wtedy i tylko z Jezusem można zwyciężyć zło otaczające nas zewsząd. Zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym? - pisze Apostoł Jan.
Kończy się czas Bożego Narodzenia. Kończy się czas zamyślenia nad tajemnicą Wcielenia Bożego Syna. Czas życia toczy się jednak dalej. Prorok Izajasz woła: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! A jest blisko, bardzo blisko, skoro nie tylko narodził się jako człowiek, ale stanął pośród gromady grzeszników nad Jordanem, aby być jednym z nich. Nie przez grzech - bo zła nie popełnił. Ale przez zwycięstwo nad grzechem. Nadzieja tego zwycięstwa jest siłą i radością chrześcijan. Sam Jezus jest naszą radością i siłą.
ks. Tomasz Horak (http://liturgia.wiara.pl/doc/419977.Niedziela-Chrztu-Panskiego-B/4)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Zawsze nas ciekawi i będzie ciekawić to, co nas czeka. Niektórzy uciekają się do złych sposobów uzyskania tej wiedzy (wróżki, horoskopy itp.). My, chrześcijanie, mamy inną możliwość – wejrzenie w przyszłość, nie tę doczesną, ale tę wieczną, umożliwia nam wspaniały przewodnik, jakim jest Pismo Święte. Wnioski wysnuć możemy praktycznie po każdym, nie tylko niedzielnym, słuchaniu czytań. Zaś dzisiejsze czytania są wyjątkowo jasnym przekazem tego, co Pan nam obwieszcza o naszej przeszłości, przyszłości i teraźniejszości.
Tłumaczy nam, jak słuchać, jak słyszeć, jak postrzegać nie tylko słowo Pana, ale i Jego osobę. Jak wyciągać właściwe wnioski ze słów płynących z czytań i Ewangelii, wreszcie jak być posłusznym i otwartym na wołanie. Wołanie Tego, Kto wie, jak i kiedy nas powołać, i Kto wie, kim lub czym byliśmy, jesteśmy i będziemy. Za szybko? Zbyt wiele słów, które niewiele nam mówią? Może po kolei. Przykład Samuela wołanego przez Pana, Samuela, który „jeszcze nie znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione...” (1 Sm 3,7), obrazuje nas, którzy słyszymy wołanie Pana, ale jeszcze nie jesteśmy gotowi na nie odpowiedzieć. Musimy dopiero zrozumieć i wsłuchać się w wołanie, aby potem być gotowymi na przyjęcie Słowa Pańskiego, na to, by Pan był z nami i „Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię.” (1 Sm 3,19).
Musimy być gotowi na przyjęcie Słowa, ale również na spełnienie tego, czego od nas Pan oczekuje. A czego, zapytacie? Oczekuje od nas wiedzy o tym, kim jesteśmy, mówi nam, „czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6, 19-20). Mówi nam, iż nasze ciało to świątynia Pana, to dom, w którym mieszka Bóg, uświadamia nam również to, że Jego śmierć na krzyżu spowodowała, że jesteśmy Jego własnością, Jego domem, Jego Kościołem. Jeżeli to zrozumiemy, łatwiej będzie nam kroczyć przez życie doczesne, zmierzając ku wieczności.
Aby wiedzieć, jak postępować, mamy brać za wzór tych, którzy jako pierwsi zostali powołani do służby Pana, którzy bez ociągania porzucili doczesność, zgadzając się na wszystko, łącznie ze zmianą imienia, którzy pozostali wiernymi do ostatniej chwili życia. Najlepszym tego przykładem jest święty Piotr, który usłyszał od Pana: „«Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» – to znaczy: Piotr.” (J 1, 42). Zrozumiał i przyjął na swoje barki to, co mu Jezus przeznaczył, czyli prowadzenie całej owczarni, jaką jesteśmy my wszyscy. Wiem, że nie jest łatwo rzucić wszystko dla Niego i podążać Jego drogami. Ale i my w dzisiejszych – jakże ciekawych – czasach mamy możliwości podążania za Panem mimo naszych obowiązków, mimo różnych spraw doczesnych, które nas krępują niewidzialnymi nićmi. Na tych, którzy pozwolą sobie na usłyszenie wołania, na bycie świątynią Pana, wreszcie na podążanie Jego drogą, czeka niespodzianka nie tylko w wieczności, ale i tutaj, na ziemi: to Błogosławieństwo, mądrość i miłość, które pomagają nam w każdej chwili naszego bytowania.
Panie daj mi umiejętność usłyszenia Twojego wołania, bym podążał Twoją drogą, drogą miłości i sprawiedliwości, którą Ty Jesteś.
Piotr Blachowski (http://liturgia.wiara.pl/doc/419978.2-Niedziela-zwykla-B/2)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
W tym czasie świętowania Bożego Narodzenia Kościół stawia nam przed oczy to wyjątkowe dobro, jakim jest zdrowa, rządząca się prawami Boskimi rodzina. Możemy sobie wyobrazić, że Bóg mógłby był na wiele innych sposobów odkupić człowieka. Wybrał On jednak drogę najbardziej "ludzką" - stając się dziecięciem przyszedł do nas przez Maryję i przez rodzinę. Ognisko domowe zostało jako pierwsze uświęcone obecnością Jezusa. Powołaniem większości ludzi jest życie rodzinne. Szczęście i pomyślność ludzi zależy od tego, jakie będą ich rodziny. Zbawienie ludzi zależy między innymi od tego, czy wiernie wypełniają swoje życiowe powołanie. Wielki jest trud wychowywania, przekazywania wartości ludzkich i ewangelicznych. Jednak musimy ten trud podjąć, jeśli chcemy spełnić nasze życiowe powołanie. Świadomi tej odpowiedzialności, rodzice powinni często brać pod uwagę te oto słowa Papieża Pawła VI:
"Matki, czy uczycie wasze dzieci modlitwy chrześcijańskiej? Czy przygotowujecie je w łączności z kapłanami do sakramentów wieku dziecięcego: spowiedzi i komunii świętej, bierzmowania? Czy przyzwyczajacie je myśleć w chorobie o Chrystusie cierpiącym? Wzywać pomocy Matki Bożej i Świętych? Czy odmawiacie Różaniec w rodzinie? A wy, ojcowie, czy umiecie modlić się z waszymi dziećmi, z całą wspólnotą domową, przynajmniej od czasu do czasu? Wasz przykład (...) jest lekcją życia, stanowi szczególny akt kultu; wnosicie w ten sposób pokój w progi domu: Pokój temu domowi! Pamiętajcie: w ten sposób budujecie Kościół".
Jeśli rodziny nasze będą się starały naśladować Świętą Rodzinę z Nazaretu, to Bóg obdarzać je będzie coraz większym błogosławieństwem. Mimo knowań szatana i ludzi mu zaprzedanych, wzrastać będzie nadzieja na lepsze jutro dla świata. Choć wydaje się, że obecnie tryumfuje zło, to jednak możemy odwrócić tę złą passę. Jeżeli Bóg ujrzy, że się modlimy i chcemy przeciwstawiać się złu i bezbożności, kolejny raz zniweczy knowania diabła. To już nieraz zdarzało sie w historii: Kiedy Matka Boża objawiła się w Fatimie, masoni w Portugalii przegrali, ich wpływ na społeczeństwo uległ poważnemu osłabieniu. To samo może się powtórzyć i dzisiaj. Wcale nie jesteśmy skazani na przegraną. Choć szatan mocno atakuje i w sukurs idą mu ludzie złej woli, to jednak Bóg jest panem historii, a Maryja w końcu zetrze głowę węża.
Ciekawą jest rzeczą, że wizjonerzy w Fatimie widzieli objawiającą się im Świętą Rodzinę. Ukazuje to, jak ważna jest zdrowa i mocna Bogiem rodzina, że jest ona znakiem i zapowiedzią nadchodzących Bożych błogosławieństw. Nie porzucajmy zatem nadziei, że odrodzenie rodziny, wiary i dobrych obyczajów jest możliwe. Chrystus jest przecież z nami i pośród nas; Maryja także czuwa i broni nas od wpływów węża. Tylko trzeba się starać żyć według naszej świętej wiary, modlić się, czuwać, nie tracić nadziei na lepsze jutro.
Dzieciątko Jezus nie zawiedzie nas; ani Maryja Matka Jezusa; ani święty Józef Jej przeczysty Oblubieniec. Amen.