Rozważania niedzielne
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Wśród najbardziej reprezentatywnych dla sztuki bizantyńskiej ikon pokazanych na wystawie „Bizancjum”, zorganizowanej na przełomie 2008/2009 roku w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Londynie, znalazła się ikona „Drabina do nieba” (tempera na desce, 41x29 cm). Pochodzi ona ze słynnego klasztoru św. Katarzyny na Synaju i jest datowana na XII w. Bez wątpienia inspiracją do powstania ikony był traktat św. Jana Klimaka pod tym samym tytułem. Ikona znakomicie ilustruje dynamikę życia duchowego stanowiąc metaforę drogi wiary chrześcijanina wznoszącej go ku Bogu: mnisi podążają do raju po trzydziestu szczeblach drabiny łączącej niebo z ziemią. Tych trzydzieści stopni wieńczą trzy cnoty boskie: wiara, nadzieja i miłość. Są one dostępne jednak nie tylko dla herosów wiary, ale dla każdego chrześcijanina prowadzącego życie sprawiedliwe.
W dzisiejszą uroczystość przychodzimy do Jezusa, który wskazuje na to, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Sam pomaga nam określić naszą tożsamość, wskazuje kierunek naszego życia, kiedy „wśród radości wstępuje do nieba”. Idzie do domu Ojca, w którym jest wiele mieszkań. Idzie po to, ażeby przygotować nam miejsce. Jezus nie pozostawia nas jednak sierotami, daje nam obietnicę Ducha Świętego. Ducha Prawdy, Ducha Pocieszyciel, który będzie nas umacniał, oświecał, pomagał lepiej i pełniej zrozumieć tajemnicę Chrystusa.
Wraz z Wniebowstąpieniem Chrystusa rozpoczyna się czas Ducha Świętego, czas Kościoła, który pomaga nam odkrywać naszą chrześcijańską tożsamość, nasze ostateczne powołanie. Każdy chrześcijanin podążający drogą życia, siłą wiary i mocą sakramentów zmierza do poznania Boga i wspina się do bram nieba. W czasie tej drogi jest nieustannie narażany na niebezpieczeństwa – musi toczyć walkę duchową z pokusami, które odwodzącymi go od podstawowego celu życia ziemskiego, czyli zbawienia. Jednak nie wszyscy wychodzą z tych zmagań obronną ręką. Stąd potrzebne jest nieustanne trwanie w łączności z Jezusem, który jest „drabiną” do nieba, w takim samym znaczeniu jak jest drogą do nieba, prawdą i życiem. Ta droga prowadzi w górę, gdzie Jezus zasiada po prawicy Ojca. Chrystus prowadzi wierzącego od najniższych krańców jego cielesności i doczesności, stopniowo, do przemiany, aż do chwili, w której „ujrzymy Go takim, jakim jest, i będziemy do Niego podobni”.
Przykładem drabiny rajskiej na ziemi jest Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa. Żyjący w II wieku po Chr. św. Ireneusz opisywał Kościół jako drabinę pozwalającą wznieść się każdemu wierzącemu do Boga. Drabina ta wytycza drogę zbawienia w wymiarze jednostkowym, w relacji chrześcijanin – Bóg, jak i w wymiarze eklezjalnym – to Kościół pielgrzymujący. Zatem na rajskiej drabinie znajduje się cały Kościół, który zdąża do swego spełnienia, do pełni życie w Bogu. Ten Kościół przypomina nam nieustannie, że mamy odkrywać niebo w naszym sercu. Często jest to niemożliwe, ponieważ zasłania je obłok doczesności, obłok ludzkich wad, nałogów, niedoskonałości, czasem grzechu. Niech Chrystus, który jest obecny na ołtarzu jako „Sakrament miłości”, pomoże nam odkryć prawdziwe szczęście w wiernym kroczeniu Jego śladami na drodze realizacji naszego życiowego powołania.
ks. Leszek Smoliński (https://liturgia.wiara.pl/doc/420048.Wniebowstapienie-Panskie-C)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Sługa Boża s. Leonia Maria Nastał, służebniczka Najświętszej Maryi Panny, opisała w swoim Dzienniku, co dane jej było zrozumieć pewnego razu przy odmawianiu „Wierzę w Boga”, po wymówienia słowa „wszechmogącego”. Relacjonuje tak: „Głos wewnętrzny przerwał mi: «Dzieła mojej wszechmocy otaczają cię dookoła we wszechświecie. Wiedz jednak, że daleko więcej uwydatnia się moja wszechmoc w stwarzaniu w duszy cudów łaski. Każde posunięcie duszy na drodze doskonałości, każde pomnożenie w niej miłości, jest cudem wszechmocy Bożej. A cudem wszystkich cudów jest tajemnica Eucharystii, tajemnica zjednoczenia duszy z Bogiem przez Sakrament Miłości” (nr 154, pod datą 28 VIII 1936 r.).
Łaska Boża pomaga nam uwierzyć i pomaga nam głębiej wnikać w tajemnicę naszej wiary. Spotkanie z Osobą Jezusa Chrystusa nadaje naszemu życiu nowy sens. Czytając tekst dzisiejszej Ewangelii, odkrywamy, że głównym celem Ducha Świętego nie jest przekazywanie informacji. To prawda, że jest On Nauczycielem i Doradcą, który może nas doprowadzić do poznania całej prawdy. Duch Święty nie ogranicza się do przekazywania nam wiedzy. On również jest pełnią miłości, którą ukochał nas Jezus, umierając za nas na krzyżu - miłości tak wielkiej, że złamała na zawsze panowanie grzechu i śmierci. A będąc jednocześnie Ogniem, który oczyszcza, i Gołębicą, która niesie nam pokój, Duch Święty porusza nie tylko nasz umysł, ale też i serce.
Kilka dni przed Wniebowstąpieniem Jezus mówił do swoich uczniów: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem... Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: odchodzę i przyjdę znów do was...”. To obietnica stałej obecności Chrystusa w Kościele aż do koniec czasów. Obecności przez Ducha Świętego.
Spójrzmy, na jak wiele sposobów Duch Święty udziela się wierzącym. Możesz Go odnaleźć w modlitwie. Niesie ci uzdrowienie i łaskę w sakramentach. Jego namaszczenie pomaga ci głębiej poznać Jezusa. On sprawia, że słowo Boże staje się dla ciebie żywe. On czyni cię nowym stworzeniem!
Ks. prof. Henryk Seweryniak, zastanawiając się, co znaczy „być chrześcijaninem dzisiaj” stwierdza: W Polsce Kościół, jeden z głównych protagonistów przemian demokratycznych w tym regionie świata, znalazł się już od ładnych paru lat na ławie oskarżonych. Dawni „bracia z kruchty”, czasem „błędni rycerze”, a już szczególnie kolaboranci stali się chętnie oskarżycielami, sędziami, obrońcami z urzędu... W szkole, w pokoju nauczycielskim, w ośrodku terapeutycznym do dobrego tonu należy powołanie się na Freuda i buddyzm zen, na Junga i religijność ekologiczną, na Nitzchego i horoskopy, ale nie na Jezusa i wartości ewangeliczne.
Jako Ci, którzy uwierzyliśmy Bogu, otwierajmy się na wciąż nowe powiewy Ducha Świętego i Jego dary. Pozwólmy Mu działać w nas i przez nas. Zakończmy dzisiejsze rozważanie słowami papieża Benedykta XVI: „Kościoła nie trzeba budować, trzeba nim żyć”.
ks. Leszek Smoliński (https://liturgia.wiara.pl/doc/420047.6-Niedziela-Wielkanocna-C)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Czwarta Niedziela Wielkanocna jest nazywana w liturgii Niedzielą Dobrego Pasterza. Chrystus, dobry pasterz, oddał swoje życie w miłości, „aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”. Oddał je za owce, które znał po imieniu. Został posłany do wszystkich, a szczególnie grzeszników, ludzi zagubionych, żyjących na marginesie życia. Dla Boga każdy człowiek jest kimś konkretnym, nie przypadkowo spotkanym anonimem. O każdego z nas Jezus troszczy się, chroni przed wpływami fałszywych proroków. On jest jedyną bramą prowadzącą do Bożej owczarni. Przyszedł po to, byśmy mieli życie i to w obfitości. Obfitość oznacza pewien maksymalizm. Dlaczego więc w życiu zadowalamy się czymś małym? Zwykle pytamy: jakie minimum muszę spełnić, żeby przekroczyć próg tolerancji; jak najmniejszym kosztem mogę coś zdobyć. To taki podział marketingowy na dobrych, lepszych i najlepszych. Zresztą, kto chciałby zajmować ostatnie miejsce? Czy jednak chcemy – dorastając do ewangelicznego maksimum – „mieć życie w obfitości”?
Dzisiejsza niedziela to także Światowy Dzień Modlitw o Powołania. Świadectwo Jezusa – dobrego pasterza i tych, którzy wiernie kroczą za Nim, wzbudza nowe powołania. „Najważniejszym i najskuteczniejszym środkiem budzenia powołań jest – jak pisał św. Jan Paweł II – świadectwo życia kapłanów, ich bezwarunkowe oddanie się owczarni Bożej, ich pełna miłości służba Chrystusowi i jego Kościołowi – służba będąca dźwiganiem krzyża, przyjętego z paschalną nadzieją i radością, wreszcie braterska zgoda i gorące pragnienie ewangelizacji” (PDV, 41). Dlatego też „Historia każdego powołania prawie zawsze łączy się ze świadectwem jakiegoś księdza, który przeżywa w radości swoje bycie darem dla bliźnich ze względu na Królestwo Boże. Bliskość i słowo kapłana prowadzą do pojawienia się pytań i do podjęcia ostatecznych decyzji” (Benedykt XVI, Orędziu na 47. Światowy Dzień Modlitw o Powołania).
Aby dobrze wypełniać swoje ziemskie posłannictwo, każdy powołany potrzebuj przyjaźni z Jezusem. Ma słuchać, aby słowo Jezusa dotarło do jego wnętrza, zaniepokoiło, poddało pod dyskusję, sprowokowało jakąś decyzję, konkretne zachowania. Słuchanie ma powodować zmianę myślenia i życiowych postaw. Inaczej będzie to tylko odrzucenie słowa. Słuchanie słowa i przemiana ma nas pobudzać do naśladowania Chrystusa. A to znaczy, że trzeba wpatrywać się w Boskie Oblicze, szeroko otworzyć oczy, wsłuchiwać się w głos sumienia. Aby pójść za Jezusem trzeba znać cel, mieć poczucie wspólnoty z braćmi i siostrami, być zdolnym do wyrzeczeń, przezwyciężać lęk przed nieznaną przyszłością. Do tego wszystkiego potrzebna jest modlitwa, która daje siłę do wierności i wzrostu w łasce Bożej
Wpatrując się w Jezusa, dobrego pasterza, który oddał życie z miłości do nas, oraz rzesze Jego naśladowców, prośmy o święte powołania do kapłaństwa. Przykładem i orędownikiem u Boga niech stanie się dla nas św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars, który miał silną więź z parafianami, nauczając ich przez świadectwo swego życia i pokorną modlitwę.
ks. Leszek Smoliński (https://liturgia.wiara.pl/doc/420045.4-Niedziela-Wielkanocna-C)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Jako chrześcijanie doskonale wiemy, że istnieje ogromne zapotrzebowanie w świecie na wzajemną miłość. Przypomina nam o tym Jezus w Wieczerniku, dając nowe prawo – prawo miłości, które jest znakiem rozpoznawczym Jego uczniów: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Chrześcijańska miłość bliźniego jest nie tylko znakiem rozpoznawczym, ale także znakiem jedności we wspólnocie wierzących. Stanowi nie tyle wynik poświęcenia się dla innych co raczej najgłębsze pragnienie serca i osobisty zysk dla kogoś, kto kocha. Każdy człowiek odnosi korzyść, gdy jest kochany. Jednak paradoksalnie największą korzyść odnosi ten, kto kocha innych, daje siebie. Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże nie może bowiem w pełni zrealizować samego siebie inaczej jak tylko poprzez miłość, czyli przez bezinteresowny, szczery dar z samego siebie, ze swojego życia. Chrystus dając nam „Nowe przykazanie” wzywa nas jednocześnie do tego, żeby stale na nowo żyć według niego.
Św. Josemaria Escirva stwierdza, że „najważniejszym apostolstwem jaki chrześcijanie mogą czynić na świecie, najlepszym świadectwem wiary, jest współpracować, by wewnątrz Kościoła zawsze panował klimat autentycznej miłości”. Może warto więc zacząć od małych kroków. Może warto zacząć od małych kroków, od drobiazgów, by zobaczyć w drugim człowieku Jezusa, któremu możemy pomóc? Bez wzajemnej miłości trudno sobie wyobrazić normalne funkcjonowanie w domu, w pracy, na ulicy czy w parafii. Dlatego często szukamy miłości wokół siebie. Wokół nas jest tak wielu ludzi, również takich, o których można powiedzieć „to dobry człowiek”. Niektórzy jednak stwierdzają: „dobroć dla innych” nie zawsze jest niestety znakiem firmowych chrześcijan. Co trzeba zrobić, aby tak się stało? Jak kochać tych, których nienawidzimy z racji na wyrządzoną krzywdę, których wpisaliśmy na swoją „czarną listę”? W jaki sposób troszczyć się o to, by nasze chrześcijaństwo nie zamieniło się w pustosłowie?
Nie czekajmy z naszym wyrażaniem miłości, aż będzie za późno. Na zakończenie wsłuchajmy się w słowa Gabriela Marqueza, laureata literackiej Nagrody Nobla z 1982 roku, chorego na nowotwór złośliwy układu limfatycznego. Tak napisał w liście do swoich przyjaciół: „Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie. Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć ‘jak mi przykro’, ‘przepraszam’, ‘proszę’, ‘dziękuję’ i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz. Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni”.
ks. Leszek Smoliński (https://liturgia.wiara.pl/doc/420046.5-Niedziela-Wielkanocna-C)
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
W książce pt. „Chodź, bądź moim światłem” (Znak 2015) znajduje się zbiór listów Matki Teresy z Kalkuty, opracowany przez jej wieloletniego spowiednika. Publikacja odsłania nieznane dotąd duchowe oblicze Misjonarki Miłości. Przez 50 lat pogrążona była ona w „wewnętrznych ciemnościach” i toczyła długą, samotną walkę o wierność Chrystusowi. Jakże ten obraz jest inny od tego, który znaliśmy dotąd z tysięcy zdjęć, filmów i książek, a który przedstawiał skromną kobietę, niosącą pomoc najuboższym i zapomnianym, uśmiechniętą, z przekonaniem mówiącą o Bogu. To doświadczenie „nocy ciemnej” w wierze Matki Teresy pomaga nam lepiej zrozumieć uczniów, których przedstawia dzisiejsza Ewangelia. Pokazuje, jak odkrywać obecność Zmartwychwstałego, który wzywa Piotra do pójścia za Nim drogą cierpienia.
Wierzyć to pójść za Zmartwychwstałym, to dać się „opasać i poprowadzić”. Jezus przecież jest pośród wierzących, choć nie zawsze możemy „odczuwać” Jego obecność. Nie bez znaczenia jest to, że uczniowie spotykają Jezusa będącego w drodze. Droga symbolizuje tu przede wszystkim trud wzrastania w wierze. Człowiek otrzymuje od Boga dar wiary, ale ma za zadanie go rozwijać. Nawet wtedy, gdy wydaje mu się, że po ludzku wszystko stracone, a przed oczyma rozciąga się bezkresna ciemność. Bo wiara to światło, które swoimi promieniami oświeca i rozgrzewa nasze serca, napełniając je ufnością w moc Boga. Droga wiary Matki Teresy, spotkanie Jezusa nad Morzem Tyberiadzkim z uczniami, to doświadczenia bliskie wielu z nas. Prowadzi ono do spotkania z Chrystusem żyjącym, który przychodzi w słowie i karmi nas swoim Ciałem. Pokazuje, jednocześnie, że nie możemy przyjmować wiary powierzchownie, jak zwykłej plotki. Przyjąć wiarę to zaprosić do swojego życia Jezusa i wyznać: „Panie, Ty wiesz że Cię kocham”.
Bóg wzywa nad do tego, żebyśmy bardziej słuchali Jego niż ludzi. W ten sposób nasze życie stanie się inne, zmieni swoją perspektywę. Nie chodzi przecież o to, by poświęcać Bogu trochę czasu w niedzielę, codziennie rano i wieczorem. Wiara powinna przemieniać całe nasze życie, wpływać na nasze myślenie, nasze życiowe wybory. Nie może być takiej sytuacji, że uznajemy się za ludzi wierzących, a jesteśmy za tym, co nie jest zgodne z Ewangelią. Ważna jest więc wierność w sprawach drobnych, jak codzienna modlitwa w rodzinie, regularne uczestniczenie we niedzielnej Eucharystii, z szacunkiem uczyniony znak krzyża. Wiara prowadzi nas do uczciwości w wykonywaniu pracy, sumiennej nauki w szkole, przestrzegania w codziennym życiu przykazań Bożych i kościelnych. Wiara wskazuje, by podejmować starania o dobro własnej rodziny, godne traktowanie współmałżonka, zaangażowanie w trud wychowania dzieci i młodzieży, dobre traktowanie członków rodziny i pracę nad swoimi wadami. Wiara motywuje nas do tego, by nie pozostawać obojętnym wobec zła, które dzieje się wokół nas. Mamy również rozwijać swoją wrażliwość, by nie przechodzić obojętnie wobec cierpienia i niesprawiedliwości, które dotykają innych ludzi.
Nasza codzienność daje nam okazję do świadectwa wiary w Zmartwychwstałego Pana. W ten sposób – jak zauważa papież Franciszek – stajemy się „żywymi pisarzami Ewangelii”.
ks. Leszek Smoliński (https://liturgia.wiara.pl/doc/420044.3-Niedziela-Wielkanocna-C)