Rozważania niedzielne
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Fragment przeczytanej Ewangelii mówi o trzech warunkach, które decydują o przynależności do Chrystusa. Pierwszym z nich jest gotowość na rezygnację z wszystkiego dla Chrystusa.
Jezus stawia przed nami największe wartości: ojca, matkę, nawet nasze życie i domaga się gotowości złożenia tego wszystkiego w ofierze, gdyby zachodziła potrzeba i konieczność wyboru pomiędzy Nim a nimi. Gotowość na utratę wszystkiego dla Boga oto pierwszy warunek wskazany przez Chrystusa. Na co dzień Pan Bóg nie domaga się tak wielkich ofiar. Po to daje ojca, matkę, byśmy ich kochali. Po to daje życie, byśmy się nim cieszyli. Pragnie jedynie, abyśmy ponad to wszystko cenili sobie kontakt z Nim.
Drugi warunek to twórcze wykorzystanie życia. Każdy człowiek do czegoś dąży, chce coś w życiu osiągnąć, czegoś ważnego dokonać. Najczęściej tym dziełem jest wychowanie dzieci, zabezpieczenie warunków życia, budowa kochającej się rodziny. Czasem ten wysiłek twórczy dotyczy dobra ojczyzny, ludzkości, Kościoła...
Człowiek o tyle jest wielki, o ile dąży do czegoś wielkiego. Obok gotowości na rezygnację z wszystkiego dla Pana Jezusa, obok twórczej pasji wykorzystania życia i zrobienia czegoś dobrego, ucznia Pana Jezusa musi cechować wielka roztropność. Jest ona szczególnie potrzebna w walce ze złem. To jest najtrudniejszy punkt naszego życia. Zło rośnie obok nas, trzeba codziennie się z nim mocować, ale jeśli się człowiek do tego zabierze nieroztropnie, zginie. Trzeba dokładnie obliczyć siły ciała i ducha — czy wystarczą do wytrwania. Czy zdołamy rozprawić się ze złem całkowicie, czy też trzeba będzie podejść do niego dyplomatycznie. Pozwolić złu róść obok i tylko pilnować, byśmy w tym bliskim sąsiedztwie nic nie stracili.
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w dzisiejszej Ewangelii Chrystus daje nam pewną towarzyską poradę z zakresu savoir vivre’u, i to poradę dosyć dwuznaczną: jak przy pomocy cwanego chwytu osiągnąć prestiżową korzyść.
Oczywiście, domyślamy się, że nie o to Chrystusowi chodziło! Wręcz przeciwnie, jest to lekcja pokory. Pojęcie pokory jest nam chyba dość obce i nieznane. Często uważamy, że pokora polega na tym, że nie wolno być z siebie zadowolonym ani też bronić swojego zdania, że trzeba zawsze robić krok do tyłu z uniżonym ukłonem i pozwalać sobie skakać po głowie, a na dodatek „dwie matki ssać”. Oczywiście, to tylko karykatura pokory, tak jak karykaturą pychy jest przekonanie, że polega ona na zadzieraniu nosa.
W istocie pokora i pycha to postawa i zajęcie stanowiska człowieka względem Boga. Pokora polega na oddaniu pierwszeństwa Bogu, a pycha na zajęciu pierwszego miejsca dla siebie. Człowiek pyszny uważa, że nie potrzebuje Boga, że sam potrafi stanowić o sobie i sam decydować, co jest dla niego dobre, a co złe. Uważa też, że zbawienie jest jego osobistym osiągnięciem i zasługą, że zbawia się sam, dzięki swemu postępowaniu. Wynika z tego, że Bóg jest w zasadzie niepotrzebny, że jest jakby arbitrem albo kibicem, który jedynie przypatruje się z boku, jak nam idzie.
Człowiek pokorny natomiast zdaje sobie sprawę, że sam nic nie może, że zbawienie jest darem darmo danym przez Boga, i tylko przez Boga. Nie przypisuje sobie żadnej zasługi, nie rości sobie żadnych pretensji ani praw, bo wie, że miłość i miłosierdzie Boga są o wiele lepszą gwarancją zbawienia, niż własne zasługi, zabiegi i żądania. Dlatego też siebie samego, swoje życie i zbawienie, z zaufaniem powierza Bogu.
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Dzisiejsza Ewangelia powinna być otrzeźwieniem i przebudzeniem dla tych wszystkich, którzy chcą traktować chrześcijaństwo jako religię świętego spokoju i błogiej szczęśliwości.
Chyba większość z nas traktuje naukę Chrystusa jako takie ble, ble, ble dla małych dzieci, zbiór bajeczek, ładnych obrzędów, bezmyślnych przyzwyczajeń, które nikogo ani ziębią, ani parzą. Nieraz są trochę uciążliwe, więc się je opuszcza. Nieraz uprzykrzają życie, to się o nich zapomina. I tak jakoś leci: chrzciny, Pierwsza Komunia, ślub, pogrzeb, po drodze Pasterka, kolęda, Popielec, Wielkanoc. I to wszystko. Całe życie chrześcijańskie udało się nam szczęśliwie sprowadzić do nikomu nie wadzących obyczajów i chodzenia do kościoła. Gdy ktoś wykracza poza ten schemat, uznajemy go za fanatyka i dewota, by w ten sposób nie zakłócić sobie lekkiego, łatwego i przyjemnego wizerunku katolika. W ten sposób człowiek bardzo skutecznie odgradza się od Słowa Prawdy i usypia w błogim samozadowoleniu.
Czy o to chodziło Chrystusowi? Na pewno nie! On przyszedł rzucić na ziemię ogień, a nie ciepłe kluchy. To my przez swoją niemrawość i małoduszność zagasiliśmy żar Jego słów: wielu z nas nie chce, wielu się boi, wielu przyzwyczaiło się do dotychczasowej wegetacji i to uodparnia ich na wpływ Słowa. Ale ono nadal płonie pod grubą warstwą naszych błędnych przekonań, pogańskich teorii i światowych przyzwyczajeń. I jeśli okażemy gotowość autentycznego słuchania i ryzyko zmiany, wtedy w jednym momencie zapłonie jasnym blaskiem. I tak jak ogień zapałki ogarnia w mgnieniu oka suchą gałązkę, zamieniając ją w płonącą żagiew, tak i Słowo Chrystusa jest w stanie przemienić nas, jeśli tylko zechcemy i pozwolimy Mu na to.
Ks. Mariusz Pohl
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Czy tylko nieliczni będą zbawieni? To pełne obawy pytanie było prawdopodobnie spowodowane zbyt ciasnym i jednostronnym zrozumieniem nauki Chrystusa: w duchu prawa Starego Testamentu.
Faktycznie, jeśli nauczanie Chrystusa pojmiemy tylko w kategoriach sztywnych przepisów, które człowiek ma ściśle wypełnić, okażą się one niewykonalne. Ot chociażby to słynne zdanie o odcięciu ręki czy nadstawianiu drugiego policzka. Jeśli zinterpretuje się je jako przepis prawny, będzie to najsurowsze i najokrutniejsze prawo świata.
Ale Chrystus nie chciał tworzyć nowego kodeksu, nowego zbioru ścisłych instrukcji, które nie pozostawiłyby ludziom ani centymetra wolnej przestrzeni. Jezus sformułował pewne ogólne zasady, wytyczył pewien kierunek, dał człowiekowi mapę i kompas i powiedział: trzymaj się tego, jeśli chcesz dojść do celu. Dał nam także swego Ducha, który ma nam wszystko przypominać i uczyć nas właściwego zrozumienia Jego słów. Przy pomocy rozumu i sumienia oświeconego przez Ducha Świętego potrafimy właściwie ocenić swoją sytuację i wybrać rozwiązanie.
Ale sama wiedza i nawet dobre chęci jeszcze nie wystarczą. Dopiero Duch Święty może uzdolnić człowieka do wypełnienia Ewangelii. Bez niego traci Ona w zasadzie swój sens, bo jest niewykonalna. W Ewangelii bowiem najważniejsze jest to, że to Bóg wziął w swoje ręce sprawę naszego zbawienia. To nie my mamy się zbawić, lecz zbawi nas Bóg. My mamy jedynie przyjąć Jego dar zbawienia i wszystkie wynikające stąd konsekwencje.
Ks. Mariusz Pohl
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Temat, jaki podają czytania dzisiejszej niedzieli, dotyczy wartości rzeczywistości ziemskich — życia, pracy, mienia itd. — i zachowania się chrześcijanina wobec nich.
Pierwsze czytanie (Koh 1, 2; 2, 21-23) podkreśla marność, to znaczy niestałość rzeczy ziemskich, przemijających z szybkością wiatru: „Marność nad marnościami — wszystko marność”. Życie człowieka jest krótkie, przemija; jego pracai mądrość mogą najwyżej zapewnić mu duże dziedzictwo, lecz kiedyś będzie zmuszony opuścić je. Dlaczego więc tak bardzo się trapić? „Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu?” (tamże 2, 22). Cóż znaczą jego dni obciążone cierpieniem, troskami i noce bezsenne?
Czytany dziś fragment nie daje na to odpowiedzi, lecz akcentuje, że życie człowieka przeżyte tylko dla siebie samego, w oderwaniu od Boga i od wyższego celu, ma zupełnie znikomą wartość. Już w Starym Testamencie, a szczególnie w Księdze Mądrości, która mówi o nieśmiertelności człowieka, znajduje się rozwiązanie tego trapiącego problemu. Lecz dopiero Nowy Testament daje ostateczną odpowiedź: wszystkie rzeczywistości ziemskie mają wartość jedynie w odniesieniu do Boga, a więc wtedy, kiedy są używane według takiego porządku, jakiego On sobie życzy.
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy