Rozważania niedzielne
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Aby zrozumieć dzisiejszą przypowieść o dwóch synach, należy wziąć pod uwagę cały kontekst wydarzeń. Jezus dokonał już uroczystego wjazdu do Jerozolimy, nadchodzi godzina Jego Męki i Śmierci. Mają miejsce ostre spory między Jezusem a uczonymi w Piśmie i faryzeuszami. Żydowscy przywódcy i większość ludu odrzucają Go. Kiedy Jezus pyta ich między innymi, skąd pochodził chrzest Janowy – z nieba czy z ludzi?, ci odpowiadają, że nie wiedzą... (por. Mt 21, 27)
Chrystus przez dzisiejszą przypowieść uznaje uczonych w Piśmie i faryzeuszy za winnych odrzucenia Bożych planów zbawienia względem siebie. Odrzucili oni Jana Chrzciciela, którego Bóg posłał. Teraz odrzucają Chrystusa, który jest jedyną Drogą prowadzącą do Ojca (por. J 14, 6). Wydają oni sami na siebie wyrok, kiedy odpowiadają Jezusowi na Jego pytanie: “Który syn spełnił wolę ojca...?” (por. Mt 21, 31). Jezus podsumowuje ich zatwardziałość powiedzeniem, że celnicy i nierządnice wchodzą przed nimi do królestwa niebieskiego... Następnie opowiada przypowieść o przewrotnych rolnikach... (Mt 21, 33-45)
Celnicy i nierządnice oznaczają tu pogan, którzy z początku czcili bałwany i oddawali się różnorakim grzechom, ale potem dzięki Apostołom nawrócili się do Boga i pełnili dobre uczynki. Faryzeusze i uczeni w Piśmie oznaczają tu żydów, którzy na początku powiedzieli Bogu „tak”, ale faktycznie powiedzieli Mu „nie”, wzgardziwszy Nim wtedy, kiedy odrzucili Tego, kogo Bóg posłał – Jezusa Chrystusa. Św. Jan Chryzostom twierdził, że celnicy i grzesznicy, którzy prędzej czy później mogą się nawrócić, są lepsi niż kapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy się nie nawracają, bo na przeszkodzie stoi im pewność siebie, pycha i zarozumiałość.
Jaką naukę na nasze czasy możemy wyciągnąć z dzisiejszej Ewangelii? Na przykład taką, że jako katolicy nie powinniśmy chlubić się tym, że jesteśmy członkami prawdziwego Kościoła Chrystusowego, ale raczej swoim życiem i osobistym przykładem uwiarygadniać naszą wiarę i w ten sposób przyciągać innych. Samo bycie katolikiem nie wystarcza do zbawienia, jeśli brakuje pokory i postawy ciągłego nawracania się. Zwykli chrześcijanie, którzy powodowani świętą gorliwością starają się żyć doskonalej według rad ewangelicznych, chociaż nie są do tego zobowiązani ślubami zakonnymi, są jak ten pierwszy syn. Zaś kapłani, mnisi i zakonnicy, którzy złożyli śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, i potem je lekceważą, są jak ten drugi syn.
W taki to sposób nauczanie Pana Jezusa jest aktualne zawsze i każdy z nas, jeśli chce, może się wiele nauczyć.
O. Czesław Front
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Aby zrozumieć o czym mówi dzisiejsza przypowieść, trzeba uwzględnić intencję Pana Jezusa: „Królestwo niebieskie podobne jest do...”
Chrystus mówi więc konkretnie o zbawczej woli Boga, który pragnie, aby wszyscy przyjęli Jego ofertę zbawienia. Jednakowa płaca za niejednakową ilość przepracowanego czasu – denar – oznacza zbawienie wieczne dla wszystkich tych, którzy wcześniej czy później zdecydują się na przyjęcie Bożej oferty. Nie wolno jednak rozumieć tej przypowieści jako obalenia prawdy o tym, że każdy otrzyma od Boga nagrodę stosownie do swoich uczynków. Byłoby to niezgodne z innymi miejscami w Biblii... Trudno sobie wyobrazić, że Matka Najświętsza otrzymuje w niebie tę samą nagrodę, a więc cieszy się tym samym stopniem chwały, co np. jakiś zbrodniarz, który ze strachu przed piekłem nawrócił się dopiero na szubienicy. Każdego z nas Bóg chce mieć w niebie i nagradzać nas stosownie do naszych uczynków, dlatego Chrystus zwraca się do wszystkich ludzi, wzywając ich do nawrócenia.
To zwracanie się Pana Jezusa do wszystkich ludzi nie wszystkim się jednak podoba. Niektórym wydaje się, że mają już zbawienie w kieszeni, że nie dotyczy ich już przyszły Sąd, którego tak obawiać się powinni grzesznicy. Trzeba uwzględnić właśnie ten kontekst, jeśli nie chcemy błędnie zinterpretować dzisiejszej przypowieści. Jezus opowiada ją przeciw faryzeuszom i uczonym w Piśmie, którzy skażeni są zuchwałą pewnością siebie co do własnej prawości i sprawiedliwości, oraz nieżyczliwością wobec tych, których uważają za grzeszników. Chcą oni zawłaszczyć sobie zbawienie, nie życzą go innym, nie mogą ścierpieć dobroci Pana Jezusa względem celników i grzeszników. Nie dopuszczają oni myśli, że grzesznicy mogą się nawrócić i zbawić, a więc otrzymać nagrodę sprawiedliwych, mimo że nie pracowali na nią od samego początku. Przebija z takiej postawy faryzeuszów ich interesowność i brak miłosierdzia. Ich postawa braku miłosierdzia i życzliwości względem innych wyklucza ich właściwie z Królestwa niebieskiego, dlatego ich nawrócenie jest jeszcze bardziej naglące i o wiele trudniejsze niż nawrócenie się celników i grzeszników.
Nie trzeba wykazywać, że postawa faryzeuszów i uczonych w Piśmie jest typowa dla ludzi wszystkich czasów. Dlatego groźba faryzeizmu dotyczy także nas samych.
Dzisiejsza przypowieść o robotnikach w winnicy przypomina nam szczęśliwą dla nas prawdę o cierpliwej dobroci Boga, który jest nam życzliwy, zawsze gotowy nas przyjąć, choćby i w ostatniej chwili. Piękne słowa o Bożej cierpliwości znajdują się w drugim Liście św. Piotra Apostoła 3,9: „Pan wcale nie zwleka z dotrzymaniem obietnicy, jak niektórzy sądzą. Jest tylko wobec was cierpliwy i nie chce, aby ktokolwiek zginął. Pragnie, by wszyscy się nawrócili”. Co by się z nami stało, gdyby Bóg nie był względem nas wyrozumiały? A może sądzimy, że nasze uczynki są tak doskonałe, że zasługują na wielką nagrodę? Byłoby to z naszej strony bardzo złe myślenie. Przecież sąd Boży jest jeszcze przed nami i nie możemy być pewni jego rezultatu. Tym mniej wolno umieszczać nam innych w grupie odrzuconych. Bóg chce, abyśmy modlili się za wszystkich ludzi, życząc wszystkim tego największego dobra – znalezienia się jako zbawieni w Królestwie niebieskim.
O. Czesław Front
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii przypomina nam, że powinniśmy upominać tych, którzy grzeszą: „Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy” (Mt 18, 15). Wydaje się, że ten nakaz upominania odnosi się do „braci”, tzn. do ludzi, których łączy z nami wspólna wiara i wynikający z niej wspólny system wartości. Można by na poparcie takiego myślenia przytoczyć słowa św. Pawła:
„Napisałem wam w liście, abyście nie zadawali się z rozpustnikami. Nie miałem na myśli w ogóle rozpustników tego świata, chciwych, zdzierców czy też bałwochwalców, bo wtedy musielibyście porzucić ten świat. Teraz jednak napisałem wam, abyście nie zadawali się z takim, który nazywa siebie bratem, a jest rozpustnikiem lub chciwcem albo bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem czy zdziercą. Z takim nawet nie zasiadajcie do wspólnego stołu. Ja nie zamierzam sądzić tych spoza wspólnoty. Wy sądźcie tylko tych, którzy do was należą. Tych spoza wspólnoty osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych” (1 Kor 5, 9-13).
Dopiero w szerszym znaczeniu, braćmi naszymi są inni ludzie, ale upominanie np. niewierzących bądź wierzących inaczej – z powoływaniem się na Pana Boga, Pismo Święte, nauczanie Kościoła, prawo naturalne itp. - jest czymś wyjątkowo trudnym i problematycznym. Najpierw musieliby oni uwierzyć w Boga, w Kościół, w natchnienie Pisma Świętego, w obowiązywalność Dekalogu i prawa naturalnego, aby upominanie ich z pozycji człowieka wierzącego miało jakieś szanse powodzenia...
Zresztą w dalszych swych słowach Pan Jezus poleca, aby upominający działał w sposób następujący:
„Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18, 15-17).
Tak więc upomnienie braterskie jesteśmy przede wszystkim winni naszym braciom w wierze, bo oni są nam najbliżsi i podzielają nasz światopogląd. Biorąc pod uwagę powyższe, upomnienie braterskie powinno być czymś łatwym, a jednak nie jest, jak uczy doświadczenie. Dziś tak bardzo podkreśla się wolność jednostki, że jakiekolwiek upominanie zdaje się być zamachem na tę wolność.
Upominanie przede wszystkim powinno wynikać z życzliwości dla błądzącego, wg słów Apostoła z dzisiejszej drugiej lektury: „Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo” (Rz 13, 8). Nie powinno się upominać, kiedy jest się pod wpływem wzburzenia, kiedy pobudką jest własny egoizm, zarozumiałość, chęć postawienia na swoim, chęć poniżenia drugiego bądź zawstydzenia go. Pamiętajmy, że tylko Bóg może udzielić drugiemu łaski potrzebnej do nawrócenia i przemiany serca, my winniśmy uważać siebie jedynie za narzędzia Bożej Opatrzności. Upominać należy, kiedy ma się nadzieję, że nasza interwencja dopomoże upominanemu w poprawie, a nie przeciwnie – popchnie go ku większej jeszcze zaciekłości w złym. Oczywiście nigdy do końca nie można mieć pewności co do skutku naszego napomnienia, dlatego wszelkie nasze działanie w tym kierunku winno być poprzedzone namysłem i modlitwą. Musimy ufać Bogu, który oczekuje od nas działania, ale i wspiera nas, jeśli motywacje nasze są czyste i wynikają z miłości bliźniego.
Nie jesteśmy we wspólnocie Kościoła sami, jedni modlą się za drugich, a Pan Jezus zapewnia nas: „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 19-20). Pamiętajmy o tych słowach Pana Jezusa w chwili, kiedy po modlitwie i refleksji wydaje się nam, że powinniśmy upomnieć bliźniego. Zdajmy się wtedy na Boga, który potężnie wspomaga i hojnie nagradza tych, którzy sami się nawracają i zabiegają o nawrócenie grzeszników.
O. Czesław Front
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Tematem wiodącym dzisiejszej liturgii jest przebaczenie: «Wtedy podszedł Piotr i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć bratu, jeśli wobec mnie zawini? Czy aż siedem razy?”. Jezus mu odpowiedział: „Nie twierdzę, że siedem, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy...”» (Mt 18, 21-22). Pan Jezus stawia przebaczenie drugiemu jako warunek konieczny dla uzyskania Bożego przebaczenia dla nas samych, którzy zawsze jesteśmy niewypłacalnymi dłużnikami... Otóż wielką przeszkodą w przebaczaniu jest gniew i nieprzejednanie, cechujące niewypłacalnego dłużnika z dzisiejszej Ewangelii: „Gdy ów sługa wyszedł, spotkał innego sługę swego pana, który był mu winien sto denarów. Chwycił go, zaczął dusić i mówił: «Oddaj wszystko, coś winien». A on upadł na ziemię i prosił: «Okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam». On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu” (Mt 18, 28-30). Widać z tej sceny, że dłużnik, któremu przed chwilą darowano dług niemożliwy do spłacenia, zamiast się cieszyć, wpada w gniew z powodu innego błahego długu, którego on jest wierzycielem.
Czym zatem jest gniew?
Gniew to – idąc za św. Janem Chrzcicielem de la Salle - impuls duszy, który powoduje, że odrzuca się gwałtownie rzeczy, które nam się nie podobają; to chęć pomszczenia zniewag, które nam zadano. Przyczyną gniewu jest przywiązanie do przyjemności, do bogactw, do zaszczytów. Grzeszy gniewem ten, kto czegoś, co mu jest nieprzyjemne, nie znosi z cierpliwością; kto złości się na tych, którzy nie robią tego, czego on chce; kto szuka zemsty. Gniew rodzi nienawiść i wzgardę wobec bliźniego; powoduje kłótnie, wypowiada słowa ubliżające, przekleństwa; doprowadza do wybuchów złości i ataków furii, które szkodzą duszy i ciału; pod wpływem gniewu oczernia się i obgaduje innych; owocem gniewu są zabójstwa i wszelkie krzywdy, jakie się wyrządza bliźniemu mszcząc się na nim. Gniew szkodzi bardzo tym, którzy się mu oddają. Odbiera im rozum i zaciemnia zdrowy osąd, doprowadza ich do utraty pokoju serca i wszystkich dobrych uczuć; sprawia, że są oni podobni do demonów, które zawsze szaleją z wściekłości i stale przeklinają święte imię Boga. Gniew powoduje także ciężkie nieporządki we wspólnocie ludzkiej, niszczy miłość braterską, rodzinną, uniemożliwiając życie wspólne... - Najlepszym lekarstwem na gniew jest hamować już jego pierwsze porywy i oddalać powody, które go wzbudzają; nie słuchać plotek; unikać towarzystwa osób gniewliwych i mieć silne przekonanie, że nasze własne defekty są bardzo przykre dla innych...
Na koniec posłuchajcie do czego doprowadził raz ludzi gniew:
W mieście Ż. w dawnej Galicji zdarzył się tragiczny wypadek. Otóż żona miejscowego żyda M. B. kupiła sobie kapelusz za 20 koron. Mężowi powiedziała, że kapelusz kosztował tylko 8 koron. Kiedy kobieta pokazywała swój nowy kapelusz odwiedzającej ją przyjaciółce, ta powiedziała głośno, że ten kapelusz kosztuje 20 koron. Usłyszał to modlący się w przyległym pokoju mąż. Oburzony wpadł do pokoju żony, porwał kapelusz i wrzucił go do pieca w kuchni. W odpowiedzi żona zerwała mężowi tałes, tj. szal modlitewny, za co on strasznie rozgniewany uderzył ją tak silnie w policzek, że małżonka upadła na podłogę nieżywa. - W kilka godzin później wieść o zabójstwie rozniosła się po mieście. Kiedy żandarmi przyszli po nieszczęśliwego małżonka, ten uciekł na strych i tam się powiesił. Sąsiedzi zajęli się z litości małymi sierotami, jakie zmarli pozostawili... (zob. Głos Narodu, Kraków 1909)
Takich historii jest pewnie wiele i będą się zdarzały do końca świata. Niektórzy jednak przejmą się słowami Pana Jezusa, zaczną ćwiczyć się w cnotach i unikną wielu nieszczęść. Trzeba się nawracać i wierzyć w Ewangelię...
O. Czesław Front
- Szczegóły
- Kategoria: Rozważania niedzielne
Pierwsze przykazanie Dekalogu mówi: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Bóg pragnie dać człowiekowi samego siebie, tzn. najwyższe i jedyne Dobro, które JEDYNIE zaspokoić może ludzką potrzebę szczęścia. Grzech to odwrócenie się od Boga i szukanie szczęścia gdzieś indziej, poza Bogiem, a nawet wbrew Niemu. Od Adama i Ewy zaczęła się ta poniewierka, ta nasza pogoń za nicestwem.
Szatan wciąż zwodzi ludzi, obiecując im raj na ziemi. Szczególnie w naszych czasach to kuszenie diabelskie jest bardzo silne. Jesteśmy wszyscy pod przemożnym wpływem propagandy konsumpcjonistycznej. Wmawia się nam, że zaspokajanie różnorakich potrzeb doraźnych to jedyne szczęście, jakie dla człowieka jest dostępne. Również bombardowani jesteśmy światopoglądem antyreligijnym. Wmawia się nam, że pytania o Boga, o wiarę, o to co po śmierci, to pytania nieistotne.
Każdy z nas wierzących ma pewnie swoje osobiste doświadczenie Boga i przekonał się nieraz o Jego bliskości; mógłby uznać za swoje słowa proroka Jeremiasza z dzisiejszej pierwszej lektury: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś ”. Mimo takiego pozytywnego doświadczenia wiary, ulegamy jednak wpływom antyreligijnego środowiska, w którym żyjemy, i moglibyśmy również odnieść do samych siebie te słowa Proroka: „Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają.” Nieraz czujemy się otumanieni przez ducha naszych bezbożnych czasów, nie przyznajemy się do wiary i to, co właśnie powinno nas napełniać dumą – tj. wiara w Chrystusa i wierność Jemu – onieśmiela nas i zawstydza, jakbyśmy mieli się czego wstydzić...
W dzisiejszej Ewangelii Jezus ostrzega nas, abyśmy nie szli za duchem bezbożnych czasów, abyśmy odrzucali poprawność polityczną, abyśmy domagali się życia wg prawdy, że Bóg jest Bogiem a człowiek człowiekiem, że prawo Boże jest ponad prawem ludzkim, że jest nagroda za cnotę i jest kara za występek, że człowiek ostatecznie odpowie przed Bogiem za swoje życie i odbierze wieczną nagrodę lub wieczną karę: „Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania”.
Cóż by nam dało, gdybyśmy za cenę uznania u ludzi bezbożnych wyrzekli się prawdy Ewangelii? Co warte byłoby takie życie? „...Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je...” Gdybyśmy wstydzili się wiary w Boga, to wiara nasza byłaby jak zwietrzała sól, niezdatna już do niczego jak tylko do wyrzucenia i bycia deptaną przez ludzi. Co byśmy na tym zyskali? „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” Wszystkie dobra, jakie człowiek na tym świecie może zdobywać i gromadzić, są utracalne i człowiek je straci – najpóźniej w godzinie śmierci. Tylko Bóg nas nie zawiedzie, On jest naszym najwyższym Dobrem i jedyną Nagrodą, o którą warto się ubiegać.
O. Czesław Front